Przylądek Igielny/ Cape Agulhas/ stanowi najbardziej wysunięty na południe kraniec Afryki. Uznawany jest jednocześnie za umowną granicę Oceanów – Indyjskiego i Atlantyckiego. Tu właśnie przyszło nam przejąć pałeczkę sztafetową, trudno wyobrazić sobie lepsze miejsce. Podobno diabeł mówi tutaj dobranoc, ale jak pięknie to czyni…
„Przez ostatnie trzy dni kwietnia obozuję na Przylądku Igielnym, na samym krańcu Afryki, niedaleko wciśniętej nieco bardziej w ląd latarni morskiej. Jak jedna minuta upłynęły trzy rozkoszne dni. Pierwszy, ale pewnie nie ostatni cyklista polski, który przeciął cały ogrom Afryki na przełaj przez pustynie i puszcze, rozbił w tym miejscu namiot”
…bajecznie, niesamowicie, emocjonująco…
Postanowiliśmy zaskoczyć ekipę Elizy, pod latarnią morską. Muszę przyznać, że widok polskiej flagi w tym miejscu chwycił większość z nas za serce. Zastaliśmy ekipę RPA 1 z wianuszkiem dzieci tańczących do przeboju „Waka, Waka”. Dziewczyny były pełne energii – aż dziw, bo przecież przebyły tak długą drogę. Widać było jednak po nich trudy podróży. Na moje stwierdzenie, że świetnie się opalili, powiedzieli: „ smarujcie się dziewczyny, bo to już druga skóra”. Tęsknie patrzyli na nasze torby mówiąc, że dużo by dali za kawałek Snicersa. Wszyscy, którzy mnie znają doskonale wiedzą, że słodycze to jeden z moich nałogów, a zatem tego atrybutu w mojej torbie przynajmniej na początku naszej podróży nie mogło zabraknąć. W tym miejscu „uśmiecham się” do Konrada : proszę przywieź coś słodkiego do Vioolsdrif.
Elizie trudno rozstać się z symbolem wędrówki…
… a my odbieramy pałeczkę z jej rąk przepełnieni nadzieją…
Postanowiliśmy przekazać sobie funkcje w wyjątkowym miejscu – ”Tam gdzie spienione fale oceanów biją wściekle o brzeg i wyznaczają nowy początek”. Ekipa RPA 1 pomknęła na swoich „stalowych rumakach” na tzw. koniec Afryki, a my, czując się całkowicie oszołomieni, jeszcze nie u siebie, ale już świadomi nowych wyzwać spokojnie acz z bijącym sercem, udaliśmy się za nimi. Muszę przyznać, że zrobili na nas ogromne wrażenie. Przekazanie pałeczki było bardzo wzruszające, widać było, że Elizie trudno jest rozstać się z symbolem jej wędrówki, którego strzegła do tej pory jak najcenniejszego daru.
Trudno było nam się rozstać, przeciągaliśmy ten moment jak najdłużej. Staraliśmy się dowiedzieć jak najwięcej o tym jak „przeżyć” w RPA, które wg mediów jest mało przychylne dla takich podróżników jak my. W końcu nadszedł moment rozstania. Kochana pani Danusia ( więcej informacji o tej tajemniczej postaci w późniejszych relacjach ) pozbierała wzruszonych członków poprzedniego teamu, a my zostaliśmy zupełnie sami, ale przepełnieni nadzieją.
Czy jesteśmy w stanie zrealizować w pełni zadanie, które zostało nam powierzone?
„Rozbiwszy namiot, czułem się tak przeraźliwie samotny, jak nigdy dotąd. Byłem w najodleglejszym od domu punkcie podczas całej mej tułaczki. Skądś napłynęło pytanie, czy zdołam dotrzeć z powrotem do Polski?”.
Nurtowała nas zupełnie inna myśl: czy jesteśmy w stanie zrealizować w pełni zadanie, które zostało nam powierzone? Usiedliśmy przed namiotami, dołożyliśmy drew do ogniska, nad nami jaśniał Krzyż Południa i zatopiliśmy się w rozważaniach. Pierwsza noc pod gołym niebem minęła spokojnie. Pełni sił i optymizmu ruszyliśmy w naszą podróż.
Cape Agulhas is not only the south-most part of Africa but it is also considered to be the alias border the Indian Ocean and the Atlantic Ocean. Here, it comes to us to take over the relay races’ stick. It’s hard to imagine a better place…
Probably, here the devil says ‘goodnight’, but how nicely he does it.
The passing over the stick was very moving. One could obviously see that Eliza found it hard to pass over the symbol of her trip, which she protected as the most precious treasure. We couldn’t part. We wanted the moment to last longer, but finally came what was inevitable… we stayed completely alone, on our own, but full of hope.
Now there was another thought pervading our minds: are we able to fulfill the task we were given? We sat by the bonfire in front of our tents and watched the Crux.
The first night under the open sky was peaceful. Full of new strength and optimism, we set off in our journey.
Tam gdzie nadzieja i optymizm poparty jest wysiłkiem i pracą, pokonywane kilometry będą wam sprzyjać; niech każdy dzień przynosi nowe radości i satysfakcję.
Trzymamy kciuki za całą ekipę. 🙂 R