Rocznicowy Sudan Południowy

Witajcie!

Podsyłam relację z fotkami z naszych południowosudańskich obchodów rocznicowych: nowakowych i sztafetowych. Nowakowy szlak w Sudanie Południowym powoli się uzupełnia (choć wciąż nie wiem, dokąd on mógł dotrzeć na wschód od Juba?), wygląda na to, że oprócz kawałka wycieczki pod granicę Abisynii zostało do wyeksplorowania 4 km do granicy z Kongiem (nie puściło nas wojsko do samej granicy) oraz misja w Lul – wciąż niestety bardzo tam niespokojnie.

Dzięki i pozdrawiamy ze stolicy

pjk

 

Góry Imatong – w chmurach Sudanu Południowego

„…a nie chcąc gnuśnieć w Juba wybrałem się ku granicy
Abisynii na wycieczkę krajoznawczą, która w obie strony wynieść miała jakieś
600 kilometrów”

Co prawda nie wiemy, jak daleko w kierunku granicy dzisiejszej Etiopii dotarł Kazimierz Nowak, z pewnością jednak po drodze zawitał w Góry Imatong. Także i my nie chcemy gnuśnieć w Juba, a tym razem inspiracja do aktywności jest przynajmniej podwójna: 80. rocznica wyruszenia Kazimierza Nowaka na Czarny Ląd oraz 2. rocznica startu sztafety jego śladami. Z tym większym zapałem my, czyli sudańsko-południowosudańsko-ugandyjskie elementy AfrykaNowaka.pl wybieramy się na „wycieczkę krajoznawczą” – naszym celem jest najwyższy szczyt Sudanu Południowego, Mt. Kinyeti vel Kipai.

Ze stolicy wyruszamy samochodem terenowym do Torit. „Droga wiodła przez bezkresną sawannę, przechodzącą miejscami w gęste lasy” pisze Nowak, zachwycając się mnogością dzikiej zwierzyny. Do dziś krajobrazy niewiele się zmieniły, jednak po dużych zwierzętach ani śladu – to smutne realia kraju targanego przez blisko pół wieku wojnami domowymi. Pozostaje cieszyć się rozmaitym ptactwem, małpami, mangustami i wężami… i żywić nadzieję, że większe zwierzęta, tak jak uchodźcy, wrócą kiedyś do Sudanu Południowego. Nowak z pewnością wędrował do Toritu (140 km) wąskimi ścieżkami pośród buszu, dziś jednak trasa ta stanowi wygodną, jak na kraj niemal całkowicie pozbawiony asfaltu, murramową drogę, której przejechanie zajmuje zaledwie około dwóch i pół godziny. Po noclegu w Toricie wyjątkowo sprawnie załatwiamy wszelkie formalności w Ministry of Tourism and Wildlife i ruszamy w góry.

Przez blisko 60 km zagłębiamy się w szeroką dolinę pomiędzy dwoma pasmami górskimi, aż osiągamy wioskę Katire. Stąd rozpoczynamy czterodniowy trekking na najwyższy szczyt Gór Imatong. „Podchodzę wyżej. Gdy osiągam grań zbocza, niczym odrzwia jakiejś rajskiej krainy otwiera się przede mną widok tak niezwykły, że oczom wprost wierzyć nie chcę. Poniżej, na polance przeciętej wyzłoconą wschodem słońca wstęgą rzeki Kinati widzę rozległy po horyzont, przepiękny naturalny ogród zoologiczny. Są dostojne, dumne żyrafy, są potężne słonie, gazele różnych odmian, a u stoku góry ryjami przeorują ziemię potężne czarne guźce o dużych błyszczących kłach. W nurtach rzeki gramoli się potwornie tłuste cielsko hipopotama, a spłoszone pluskiem wody wodne ptactwo obsiada niczym płatki śniegu okoliczne zarośla.” I znowu krajobraz się zgadza, tylko gdzież ten ogród zoologiczny? Świat zwierząt Gór Imatong, poza wojnami domowymi doświadczył także obecności bestialskich rebeliantów LRA Josepha Kony z sąsiedniej Ugandy. Ponoć to oni, już po podpisaniu porozumienia pokojowego CPA między Północą a Południem Sudanu w roku 2005, wybili resztki tutejszej zwierzyny…

Droga na szczyt wymaga pokonania przeszło 2000 metrów różnicy wysokości na przestrzeni kilkunastu kilometrów, kilku śródgórskich kotlin, dolin rzecznych i potoków, a większość czasu w tropikalnym wilgotnym lesie podrównikowym. Pokonujemy jednak różne strefy roślinne, więc krajobraz nie jest monotonny. Początkowo mijamy jeszcze pojedyncze tukule i niewielkie pola uprawne, na których rosną orzeszki ziemne, kassawa, hibiskus, sorgo, kukurydza, trzcina cukrowa, banany… Swoją drogą trzcina cukrowa to niezły kijek trekkingowy – przydatny w podpieraniu, a i popodgryzać można w drodze, gdy energii zaczyna brakować. Dalej przedzieramy się przez przewyższające nas trawska, górską sawannę drzewiastą z rozłożystymi koronami akacji, aż docieramy do największej bioabstrakcji okolicy – sztucznie zasadzonego lasu eukaliptusowego i sosnowego. Skąd tu takie coś, skąd maślaki wyglądające z runa? Sudan był kolonią brytyjską i owe hektary drzew wysadzonych „od linijki” to spuścizna po tamtych czasach. W tamtych czasach droga dochodziła ponad pół kilometra wyżej do ukrytej w dżungli rezydencji rodziny królewskiej – Gilo. Dziś kilka kilometrów serpentyn zaznacza się tylko nienaturalnymi wypłaszczeniami zboczy porośniętych dwumetrowymi trawskami. Ciekawe czy Nowak kierował się w Imatongi właśnie tą drogą?

„Nagie cienie włóczą się po stokach wysoko ponad sawanną wznoszącej się góry Imatou. W ręku dzierżą oszczepy, łuki i skradają się swym myśliwskim szlakiem. Przedzierają się przez zwarty gąszcz cierniowych krzewów, przez które Europejczyk idąc, pomimo butów i ubrań krwią ocieka, a oni bosi i nadzy niczym jakieś upiory. (…) Pod drzewem każdym, pod krzewem, wśród puszczy tajemne szmery słychać, czy to węży, czy innych mniejszych zwierząt, które słysząc zbliżające się kroki, starają się skryć jak najgłębiej”. Tak mniej więcej wygląda większość naszej drogi. Przez właściwy las podrównikowy wędrujemy nikłymi ścieżkami wydeptanymi przez zwierzęta i myśliwych. Niemal tak jak opisywał to Kazik, dwukrotnie mijamy myśliwych: nieobutych, z łukiem i strzałami, w potarganych T-shirtach i szortach… Nasz przewodnik z lokalnej grupy etnicznej Latuko wymachuje maczetą próbując wyciosać ścieżkę w zwartym gąszczu roślinności. Ubrania targają kolce, parzą potężne pokrzywy i raz po raz obsiadają nas gigantyczne, krwiożercze mrówki. Na szczęście nie mają kwasu mrówkowego jak nasze, za to potrafią gryźć do krwi. Przekraczamy kolejne grzbiety i doliny, zmurszałe pnie i rwące strumienie, w tym niebywale zimny jak na wodę w Sudanie Południowym potok Kinyeti. W tropikalnym górskim lesie deszcze padają codziennie. Do mrocznego dna lasu słońce przedziera się sporadycznie, ale i tak wyłapujemy kotłujące się wokół chmury, im głębiej w masyw tym bardziej intensywnie. Wilgotna mgła snuje się między omszałymi konarami. Zaczyna padać wczesnym popołudniem, początkowo las nie przepuszcza ciężkich kropel, ale już po chwili parasol z liści zaczyna przeciekać, mokre chaszcze kleją się do spodni i kurtek, a buty ślizgają po rozmiękniętym błocie…

…i tak do suchej nitki, i tak aż do odpowiedniego miejsca biwakowego. Nasi przewodnicy znają doskonałe miejsca – schroniska skalne, w których rozpala się ognisko/a, a nagrzewane kamienie utrzymują przyjemną temperaturę przez całą chłodną na tych wysokościach noc. Od chłodu ziemi chronią zaś górali Latuko antylopie skóry pozostawiane w jamach przez myśliwych. Nowak wspomina polowanie tak: „gdy zajdzie już Krzyż Południa, rozjaśnia się i słychać przybliżający się z oddali tętent jakby stu koni. Łamią się gałęzie, osuwają kamienie po zboczu, a ci, którzy idą tuż przede mną, zaciskają mocniej palce na swych oszczepach, gotując się do rzutu. Wydają się jakimiś posągami zaklętymi, z hebanu wykutymi, o doskonale odtworzonej muskulaturze. Jeszcze chwila i błyszczące ostrza ze świstem przeszywają powietrze, a równocześnie pokazuje się stado pięknych antylop. Trzy śmiertelnie ranione padają z łomotem. Zostaję sam. Ludzie rozbiegają się za zranionymi”. Dziś techniki polowania ewoluowały wraz ze zmniejszającą się ilością zwierza. Sami w chaszczach nie raz łapiemy się we wnyki… na szczęście przeznaczone są dla niewielkich antylop i ledwo podrywają stopę do góry. Nasi przewodnicy znają las jak własną kieszeń, dlatego że są myśliwymi. Kiedy trafiamy na wrzeszczącą niczym kaczka antylopę złapaną w sidła, bez wahania ją ubijają. „Oczy martwe, z pysków sączy się krwawa ślina.” Nic to, że towarzyszy nam dwóch strażników leśnych – sami przecież mówili, że w lesie wolno polować, bo… nie ma dużych zwierząt. Ok, dziś na kolację będzie pieczona antylopa, zaś dla mnie wyjątkowy rarytas – anty(lopia)wątróbka.

Po mozolnej wędrówce wychodzimy w końcu z deszczowego lasu na połoniny. Skałki i płowe trawy niczym nasze Bieszczady. Początek listopada 2011, ku pamięci wielkiego podróżnika Kazimierza Nowaka, który 80 lat temu wyruszył z Boruszyna pod Poznaniem ku afrykańskiej przygodzie, na pamiątkę drugiej rocznicy startu sztafety AfrykaNowaka.pl. Kinyeti (po Brytyjczykach) vel. Kipai (w lokalnym języku Latuko) zdobyte – GPS wskazuje 3180 m n.p.m. (to wiem ze zdjęcia, bo wszystkie inne dane w dziwnych okolicznościach przepadły). Mniejsza z tym, jesteśmy pierwsza polską ekipą na najwyższym szczycie niepodległego Sudanu Południowego! Wcześniej zdobył go jedynie jeden nasz krajan – Szymon Kowalczyk w 2010 roku, no ale był to wtedy najwyższy szczyt Sudanu jako całości:). Mamy niebywałe szczęście, chmury się rozwiewają i możemy chłonąć południowosudańskie góry w pełnej okazałości. Widać też bardzo ciekawe tematy dla wspinaczy. Góry Imatong, pejzaż jak dla płaskiego Sudanu nieprawdopodobny! South Sudan Oyeeee!

Jakub Pająk ‘daalej pjk’

Inicjator projektu AfrykaNowaka.pl oraz lider etapów: IV Sudan, V Sudan Południowy i V1/2 Uganda; www.sudan.info.plwww.daalej.prv.pl

 

W rocznicowej wyprawie udział wzięły także:

Edyta ‘Kiwi’ Kijewska, uczestniczka etapu V – Sudan Południowy, i Agnieszka Małek, uczestniczka etapu V i pół – Uganda,

a także przewodnicy Latuko: Donato Okesa i John Loboi oraz strażnicy leśni/ochrona: John Kenyi (Pajuru) i John Joseph (Latuko)

 

Juba, 8/11/2011

 

Cytaty pochodzą z książki „Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd” Wydawnictwa Sorus

Jeden komentarz / One Response to “Rocznicowy Sudan Południowy

  1. Konrad Road Runnerus Brennaborus pisze:

    Super materiał Kubo. Z relacjami o życiu społeczno-polityczno-ekonomicznym w „nowo-narodzonym” państwie zapraszam na pdsc.pl – z przyjemnością otworzymy dla ciebie przestrzeń blogową 🙂 Serdeczności, kp

Design: ITidea
Hosting: Seetech - Wdrożenia Microsoft Dynamics NAV