Oudtshoorn, polskie miasto na południu Afryki (dzień 321-322)

Nasz pobyt w Oudtshoorn zasponsorowały:

… a wszystko dzięki pomocy nieocenionej Marity:)

OUDTSHOORN …

… miasto Kazimierza Nowaka …

W kwietniu 1934 roku Kazimierz przebywał w miasteczku Oudtshoorn i gościł u ówczesnego biskupa. Kierując się tym postanowiliśmy przeprowadzić małe śledztwo. W tym celu udaliśmy się do miejscowej Katedry. Niestety biskup udawał się właśnie na obiad i nie był zainteresowanym spotkaniem z nami.  Tradycyjnie, nie ustąpiliśmy. Następnego dnia o poranku ojciec Vernon (z tutejszej Katedry) znalazł dla nas chwilkę. Pokazaliśmy mu nasze pieczątki, opowiedzieliśmy historię Kazimierza i  dowiedzieliśmy się, że kościół, w którym niegdyś przebywał Kazimierz, został zniszczony w związku z przebudową miasta i „wędrówkami” jego mieszkańców. Nie zachowały się również stare pieczątki. Ojciec Vernon dokonał jednak pamiątkowego wpisu w naszej „książce pałeczce”.

A jeśli Oudtshoorn to miasto Kazimierza, to czas na kolejną „nowakową tabliczkę”. W związku z tym, że nie udało nam się odnaleźć kościoła, w którym przebywał, zdecydowaliśmy, że kolejną tabliczkę pozostawimy w miejscowym muzeum. Tak też zrobiliśmy. Od tej pory, każdy kto znajdzie się w muzeum miasta Oudtshoorn i będzie odwiedzał „polską gablotę”, będzie mógł również przeczytać o wyczynie naszego rodaka. A przecież o to chodzi!

… miasto „dzieci polskich” …

Oudtshoorn było bardzo ważnym etapem naszej podróży, nie tylko ze względu na Kazimierza. 10 kwietnia 1943 roku grupa 500 polskich dzieci została zesłana do RPA i osiedlona w Oudtshoorn. Utworzono tam wówczas obóz, w którym dzieci mogły na chwilę zapomnieć o tym co je spotkało, zapomnieć o głodzie i nędzy, której doświadczyły. Choć takich rzeczy nie zapomina się nigdy … Niestety po wojnie okazało się, że dzieci te nie mogą wrócić do kraju, a ich nową ojczyzną na zawsze miało zostać RPA. Do tej pory w mieście pozostało zaledwie kilka osób, które pamiętają tamte czasy (niestety nie udało nam się z żadną z ich spotkać). W miejscowym muzeum znajduje się „Polska ekspozycja”, w której umieszczone są pamiątki i zdjęcia z tamtego okresu.

… miasto Czarnej Madonny …

10 kwietnia 1993 roku, w 50 rocznicę zesłania „polskich dzieci” do Oudtshoorn, do miasta sprowadzono kopię „Czarnej Madonny” (oryginał znajduje się w kaplicy na Jasnej Górze) i umieszczono ją w St Saviour’s Cathedral.  Był to bardzo ważny moment nie tylko dla „polskich dzieci”, ale także dla całej Polonii w RPA. W tym momencie planowana jest przebudowa kaplicy, ojciec Vernon planuje budowę gablot, w których będzie mógł umieścić polskie pamiątki, które póki co trzyma w szafce, a każdy odwiedzający będzie mógł zostawić coś od siebie. Nie ukrywam, że był  to także bardzo ważny moment dla części naszej ekipy …

… miasto z prawdziwie „staropolską gościną” …

Muszę przyznać, że dość leniwie zbieraliśmy się z farmy Wilgewandel, w której spędziliśmy noc po przekroczeniu Swartberg Pass (do Oudtshoorn zostało nam ok. 30 km, więc można trochę poleniuchować:)). A było co robić, bo miejsce do którego trafiliśmy zupełnie przypadkowo, okazało się nie tylko miejscem, w którym spotkaliśmy fantastycznych ludzi, ale także „farmą rozrywki” z cudnym terenem dookoła, a także masą przeróżnych żyjątek:) A okazało się, że to nie koniec tutejszej gościnności. Nie zdążyliśmy dobrze zakręcić się po mieście, gdy zostaliśmy wyłapani z drogi przez kobietę, która siedząc w kawiarni wypatrzyła naszą biało-czerwoną flagę. Marita (bo o niej mowa) okazała się naszą dobrą duszą na cały pobyt w miasteczku. Nasza opowieść wzbudziła ogromny zachwyt wśród zebranych w kawiarni. Szybko okazało się, że Niel Els (właściciel Turnberry) zaprosił nas na nocleg w swoim hotelu. Nie kryliśmy zdziwienia tym co zaczęło się dziać wokół nas. W ciągu kilku minut znalazłam się „z Kazikiem” w muzeum, gdzie umówiono nas na 2 wywiady do lokalnych gazet. Po kilkunastu minutach okazało się, że znaleźliśmy również nocleg na kolejną noc (tym razem w Queen’s Hotel). Takiego przyjęcia się nie spodziewaliśmy…

… miasto strusi …

Powszechnie wiadomo, że Oudtshoorn słynie ze strusi. I rzeczywiście, odkąd przejechaliśmy góry Swartberg, farmy strusi ciągną się nieskończenie. Co ciekawe, na nasz widok, strusie podrywają się do ucieczki (o dziwo! Pędząc za każdym razem kilkanaście metrów wzdłuż drogi, dokładnie w tym samym kierunku co my:)). A skoro słynie ze strusi, to my nie mogliśmy oprzeć się popróbowania to tu to tam lokalnych przysmaków ze „strusiny”. Rewelacja! Gorąco polecamy!

… miasto, gdzie złodzieje oddają skradzione rzeczy …

Tak się również złożyło, że w Oudtshoorn po raz pierwszy (mimo wszelkich środków bezpieczeństwa) zostaliśmy okradzeni. Łupem złodziei padła torba Sławka (w której oprócz aparatu znajdowały się również wszystkie jego dokumenty). Nasza reakcja była szybka. Do akcji poszukiwawczej błyskawicznie włączyli się pracownicy muzeum, dziennikarz z miejscowej gazety, a także niezawodna policja. Niestety po 20 minutach poszukiwań, daliśmy za wygraną i wróciliśmy do hotelu. A jednak … to miasto cudów. Po kolejnych 10 minutach zawitał do nas kustosz muzeum, niosąc w ręku torbę Sławka. Okazało się, że torbę zabrały nam dzieci, które w dość dużej liczbie kręcą się w tamtych okolicach i tylko czekają na taką okazję. Przestraszyły się jednak zamieszania, które wywołaliśmy. I podrzuciły torbę do kosza na śmieci przy muzeum. W ten oto sposób zguba wróciła do właściciela. A mówiłam, że miasto cudów:).

… nasze miasto …

Oudtshoorn miasto, które w naszej pamięci zapisze się jako nie tylko niezwykle urokliwe ciche i spokojne. Do złudzenia przypominające miasteczka angielskie. Ale jako kolejne miejsce w RPA, gdzie zostaliśmy przyjęci jak najlepsi przyjaciele … I jak tu nie zakochać się w RPA:).

Tradycyjne już najszczersze Baie Dankie!

Wypoczęci, najedzeni i szczęśliwi … mogliśmy ruszyć dalej na nasz „nowakowy szlak”. Oczywiście ciąg dalszy nastąpi:).

[Eliza Czyżewska]

6 komentarzy to “Oudtshoorn, polskie miasto na południu Afryki (dzień 321-322)

  1. LangleyDolly pisze:

    All people deserve good life and home loans or financial loan will make it much better. Just because freedom is grounded on money.

  2. Ireneusz pisze:

    Szukam kontaktu z Panem Feliksem Kawa mieszkajacym w Oudshoorn? Pan F. Kawa byl uratowanym dzieckiem z Syberii. Po smierci rodzicow w Iranie został przez wladze polskie wyslany z grupą polskich dzieci do RPA, do miasta Oudshoorn.
    Moj mail to:grzymala21@wp.pl
    Pozdrawiam serdecznie

  3. Wiesio pisze:

    Witam. Podziwiam piekne opisy z podrozy i nie moge doczekac sie nastepnych. Sledzac Wasza przygode z zapartym tchem, chcialbym zaprosic do „poprawki” z niescislosci ktore wkradly sie do opisu, szczegolnie w kwesti „Oudsthoorniakow”. Zapraszam.

  4. Sławcio pisze:

    Czytam i już czekam na kolejny odcinek, to dużo ciekawsze od „M jak m…..dłośći”, szpitala UFO z „Na dobre i na złe”, czy co tam nadaja w TVP.

  5. Ruda pisze:

    To ja czekam na jajo strusie i na Was! 🙂

  6. Marysia pisze:

    Świetnie, wszystko kolorowo ale ja nie chciałabym, żeby strusie „uciekały” w moją stronę!!!

Design: ITidea
Hosting: Seetech - Wdrożenia Microsoft Dynamics NAV