Sądowa Wisznia – Lwów (31 sierpnia – 1 września)

Sądowa Wisznia – sądowa, bo od XV w. do rozbiorów Polski odbywały się tu sądy/sejmiki szlacheckie; wisznia, bo wysoka, czyli na wyżynie, wyżna. Miasteczko niewielkie, ale z ogromnymi tradycjami – pierwsza wzmianka archiwalna o Wiszni pochodzi z około 1230 roku („Filip Bezbożny pozwał księcia Daniła do Wiszni, by go tam zabić”).

Spotkanie przed polskim kościołem zaowocowało namówieniem trójki nastolatków na dzisiejszą wycieczkę po okolicach Sądowej Wiszni – Roman Wójcicki obiecał obwieźć nas z atrakcjami rowerowo po okolicznych wioskach – co obiecał to i zrobił – wiedzą jaką dysponuje można nasycić niejedną książkę. Pierwszym punktem programu był zniszczony pałac Komorowskich (z „tych” Komorowskich z Borkowskich) – pałac został zdewastowany (prawdopodobnie w wyniku podpalenia) już za czasów niepodległej Ukrainy, w czasach komunistycznych mieściła się tu szkoła rolnicza.

Dima, Ostap i Andriej spotkali nas tuż przy pałacu; Dima miał najlepszy rower, Ostopowi na którymś zjeździe pękła kierownica (mimo to pojechał z nami do końca wycieczki), a Andriej miał bardzo ciekawy wehikuł z tylnym bagażnikiem zamontowanym ponad przednim kołem. W Dmytrowicach, już w szóstkę, zwiedziliśmy drewnianą, czterechsetletnią cerkiew greko-katolicką pod wezwaniem Św. Mikołaja – wewnątrz znajdują się przepiękne i świetnie zachowane ikony tworzone jeszcze przez artystów z Wiszeńskiej Szkoły Pisania Ikon. Kolejny przystanek naszej wycieczki to odpoczynek pod sklepem w Stojańcach, gdzie okazało się, że prawie każdy mieszkaniec zachodniej Ukrainy rozumie po polsku. Przyjechaliśmy tu jednak by zobaczyć murowano-modrzewiowy kościół (cegła pochodzi z cegielni Krzysztofa Marsa, herbu Noga – ostatniego właściciela pałacu Komorowskich) p.w. Matki Bożej Szkaplerznej w Stojańcach, dekanat Mościska; klucz do świątyni odebraliśmy rano od proboszcza sądowowiszniańskiej parafii rzymsko-katolickiej.

Roman Wójcicki pracuje nad książką, która zawierać będzie opisy kilkuset zdjęć i dokumentów archiwalnych o Sądowej Wiszni i okolicach – tytaniczną pracę zwieńczy bogaty w treść przewodnik historyczny pełen fascynujących danych od XIII wieku do „przymusowego-dobrowolnego wyjazdu Polaków w latach 1945/46” …bo kto wie, że w pobliskiej Ożomlii latem 1939 roku Karol Wojtyła budował szkołę w ramach Legii Akademickiej Uniwersytetu Jagiellońskiego?

Przejechaliśmy łącznie około 30 kilometrów drogami, które jakością niewiele się różnią od tych pokonywanych przez sztafetę w Afryce – poruszaliśmy się głównie wzdłuż rzeki Wisznia, której wody łączą się już w Polsce z wodami Sanu, a dalej wpadają do Bałtyku, ale kilka kilometrów na południowy-wschód, już w powiecie Samborskim inne rzeki zasilają Dniestr i dalej Morze Czarne. Podobno na okolicznych wzgórzach są rzeczki, które po rozwidleniu się dopływają i do Sanu i do Dniestru…

Gdy wycieczka dobiegała końca, głowy mieliśmy przepełnione wiedzą przekazywaną nam od rana przez naszego przewodnika, w swoim domu pokazał nam jeszcze ogromne zbiory materiałów archiwalnych, zdjęć, drobiazgów sprzed lat, nierzadko znalezionych wprost na drodze, takich jak stara cegła z dziwną sygnaturą z okresu międzywojennego, którą podnieśliśmy z dziury w szutrówce, po której jechaliśmy przez wieś Wołochy…

Wieczorem spotkaliśmy się w siedzibie miejscowego Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej z młodzieżą polską – opowiedzieliśmy ze Sławkiem o podróżowaniu rowerami, o historii Nowaka i sztafecie podążającej śladami polskiego podróżnika – było to pierwsze spotkanie na ukraińskiej ziemi i wcale nie było łatwo wytłumaczyć zgromadzonym „co jest przyjemnego w męczeniu się podróżą rowerową”…

1 września rozpoczyna się rok szkolny, w mijanych miejscowościach na drodze z Sądowej Wiszni do Lwowa odbywały się więc uroczyste akademie z tej okazji – boiska szkolne wypełniły się dzieciakami i młodzieżą, wszyscy odświętnie ubrani, w wyszywane koszule i sukienki, dziewczynki z białymi kokardami w kucykach – wszyscy weseli i dumni z ukraińskich tradycji. W Gródku Jagiellońskim pierwszy raz skosztowaliśmy pielemieni, typowych dla tej części Europy małych pierożków z mięsem, przypominających polskie uszka w barszczu czerwonym. Od Gródka drastycznie poprawiła się jakość drogi, wyglądający na nowy, szeroki asfalt nie posiadał co prawda wymalowań pasów i co kilka kilometrów napotykaliśmy zwężenia z robotami drogowymi, ale w ciągu kilku miesięcy prawdopodobnie będzie tędy można całkiem bezpiecznie przejechać, także rowerami.

Zatrzymaliśmy się na rogatkach miasta, skąd „przejął” nas „nasz człowiek we Lwowie” – Kazik Kosydor z rowerowej sekcji Pogoni Lwów – razem przejechaliśmy na rynek, gdzie rozpoczęły się pierwsze rozważania o naszym pobycie w mieście lwa.

Wieczorem spodziewaliśmy się na dworcu Kamili i Michała, którzy na 9 dni musieli wrócić do obowiązków dnia codziennego, a teraz znów osobiście włączają się w sztafetę – przetransportowanie się z Krakowa przez Przemyśl do Lwowa nie jest tak dużym problemem jak sądziliśmy i mimo, iż Michał ostatecznie musiał zostać w Krakowie, Kamila z granicy dojechała miejscową marszrutką z osakwownym rowerem. Dojechała dokładnie w momencie gdy zatrzymaliśmy rowery pod dworcem – jak się później przekonaliśmy, było to pierwsze z nielicznych punktualnych spotkań w naszym wykonaniu.

Jeszcze przed zakwaterowaniem zatrzymaliśmy się w kawiarni B. Prusa – niedaleko polskiego konsulatu, tuż przy placu Bolesława Prusa – dla nas kończył się bardzo intensywny dzień, przyszła Ania Koziejowska… w tym czasie Kasper Piasecki przekraczał granicę polsko-ukraińską, spóźnił się na ostatnią elektriczkę, postanowił więc odcinek do Lwowa pokonać rowerem, nocą. Mając w pamięci nie lada trudności w zaakceptowaniu warunków jazdy za dnia twierdzę, że była to bardzo odważna decyzja!

2 komentarze to “Sądowa Wisznia – Lwów (31 sierpnia – 1 września)

  1. norberts pisze:

    a i ile było ciekawych wspomnień w drodze powrotnej do granicy, następnym razem może jednak zobaczyłbyś tę trasę za dnia?? hihi

  2. kaspi pisze:

    decyzja (z ostatniego zdania tekstu) moze i odwazna, ale jednoczesnie troche glupia. ale i tak sie ciesze ze ja podjalem bo przejazd ten okazal sie bardzo ciekawym doswiadczeniem 😉

Design: ITidea
Hosting: Seetech - Wdrożenia Microsoft Dynamics NAV