Zbyszka Sasa przybycie na etap 21. – czyli Petla Zakrzowska i droga do Firleja

Pętla Zakrzowska – 21 sierpnia 2011.

Do etapu polsko-ukraińskiego sztafety Afryka Nowaka dołączyłem w Zakrzówku. Z dworca w Lublinie odebrała mnie Pani Joanna Gips i od tego momentu zaczął się dla mnie wspaniały czas. Spotkania ze starymi znajomymi, poznawanie nowych, serdecznych ludzi, niespieszna jazda na rowerze przy słonecznej pogodzie i w pięknej scenerii. Cudowne emocje, a nad wszystkim unosił się nieustannie duch Kazimierza Nowaka.

Wjeżdżając do Zakrzówka spotkaliśmy Piotra Strzeżysza, który właśnie szedł na drogę wylotową z nadzieją złapania jakiegoś stopa. Szybciutki powitalno-pożegnalny uścisk i po chwili byliśmy w naszej bazie, którą stanowiła szkolna sala gimnastyczna. Tutaj spotkałem Norberta oraz Kamilę i Michała, z którymi powtórzyłem wykonany przed kilkoma zaledwie minutami rytuał przywitania z jednoczesnym pożegnaniem. Kamilę i Michała poznałem na starcie etapu 21 w Boruszynie. Jechali od początku, przez ponad trzy tygodnie i od Zakrzówka robią krótką przerwę, żeby wrócić na trasę na Ukrainie. Dziękujemy.

Plan na dzisiaj był taki, że robimy objazd wokół Zarzówka, zaliczając wszystkie okoliczne atrakcje. W związku z moim opóźnionym – z winy kolei, a jakże – przybyciem, grupa już wyjechała. Dostałem mapę trasy i informację, gdzie mam się spotkać z peletonem. Po drobnych perypetiach, wynikających z pomylenia trasy, spotkaliśmy się w Sulmowie, przy źródłach rzeki Bystrzycy. Grupa składała się z kilkunastu dzieciaków z Zakrzówka i okolicznych wiosek oraz Agnieszki, Tomka i Tomka Kuśnierza. Tomek Kuśnierz i Pani Joanna Gips, to osoby, którym w głównej mierze zawdzięczamy serdeczną atmosferę pobytu w Zakrzówku i perfekcyjną organizację, natomiast Agnieszka i Tomek, to rowerzyści, którzy w Zaklikowie dołączyli na kilka dni do Afryki Nowaka. Agnieszka jest członkiem stowarzyszenia Rowerowy Lublin, Tomek zaś pochodzi z Chełma i jest prawdziwym maniakiem rowerów i wyścigów rowerowych. Ma jeszcze jedną niezwykłą pasję: niestrudzenie popularyzuje i stara się stosować w życiu filozofię „kupowania za darmo”. Jest to genialna doktryna ekonomiczna, której rozwinięcie mogłoby przynieść nawet Nobla. Naszymi przewodnikami były dzieciaki, które pokazały nam ciekawe miejsca związane z historią i geografią najbliższej okolicy. Pięknie o tym opowiadały. Na trasie dołączyły jeszcze dwie Kaśki z Warszawy, które w Zakrzówku kończyły swoją przygodę z etapem 2z1. – nie mogły się jednak rozstać z ekipą i zamiast wprost na stację do Kraśnika, postanowiły przejechać jeszcze Pętlę Zakrzowską!

Po kilku godzinach niespiesznego pedałowania przy pięknej pogodzie dojechaliśmy do gospodarstwa agroturystycznego „Nad Stawem” Państwa Małgorzaty i Piotra Jamróz w Rudniku Pierwszym, gdzie mieliśmy zjeść obiad. Apetyty wszyscy mieli wilcze, a właściwie kolarskie. Właściciele gospodarstwa przyjęli nas po królewsku. Na podwórku stały w cieniu drzew trzy długie stoły przykryte białymi obrusami, przy stołach również przykryte na biało ławki do siedzenia. Na obiad dostaliśmy przygotowane po domowemu i niezwykle smaczne potrawy. Była zupa grochowa, bigos i pierogi ruskie. Wszystko doskonałe, a w przeprowadzonym błyskawicznie konkursie, na najwyższym podium postawiliśmy pierogi. Oczywiście domowy kompot, pyszne ciasta w kilku rodzajach, kawa, herbata, mniam, mniam,… Kto jeździ na wycieczki rowerowe, ten wie jak ciężko się pozbierać po takim posiłku i zmusić do dalszej jazdy. Wszyscy myśleli raczej o błogiej drzemce w cieniu rozłożystych drzew orzechowych i przy usypiającym beczeniu przechadzającej się po podwórku kozy-olbrzyma, niż o rowerze. Ale cóż, trzeba było powiedzieć: komu w drogę, temu czas i dać hasło do odjazdu.

Opuszczając gościnne podwórko Państwa Jamrozów nie wiedzieliśmy jeszcze, że obiad był końcem maratonu rowerowego i początkiem maratonu obżarstwa. Po kilku kilometrach dojechaliśmy do wsi Lipno, gdzie mieszkały nasze dwie przewodniczki Ola i Marta Kazimierak. Dziewczynki zaprosiły całą grupę do swojego domu. Okazało się, że ich tata ma pasieką i jest pszczelarzem., ale powiedzieć o Panu Piotrze, że jest pszczelarzem, to tak jakby powiedzieć o Lancie Armstrongu, że jest rowerzystą. Pan Piotr Kazimierak jest pszczelarzem totalnym. Oprócz tego, że prowadzi własną, dosyć dużą pasiekę, to jest absolwentem jedynego w Polsce technikum pszczelarskiego w nieodległej Pszczelej Woli. Jako fachowiec najwyższej klasy jeździ również za granicę, uczyć prowadzenia pasiek. Miał nawet jechać do Afryki uczyć pszczelarstwa, ale z kilkuosobowej grupy wytypowanej do wyjazdu wszyscy zrezygnowali w obawie przed konfliktami w Afryce (ach te stereotypy) i bardzo ponoć agresywnymi tamtejszymi pszczołami. Pan Piotr przyjął nas jak na prawdziwego bartnika przystało kilkoma rodzajami własnego miodu, śliwkami z sadu i napoił wodą z miodem. Uraczył także arcyciekawymi opowieściami o pszczołach i ich hodowli, a że gawędziarz z niego doskonały, wszyscy słuchali z otwartymi buziami. Cud, że żadna pszczoła nikomu nie wpadła do gardła. Po trwającej mniej więcej pół godziny wizycie wsiedliśmy na rowery. Było słodko.

Około godz. 18 dojechaliśmy do Bystrzycy, końca naszej dzisiejszej trasy. Nocleg mieliśmy w miejscowej szkole, a ognisko i imprezę z grillem przy domu Tomka Kuśnierza. Maratonu obżarstwa ciąg dalszy. Tomek przygotował sałatki i mięsiwa. Panie, które dzień wcześniej oglądały prezentację Piotra Strzeżysza przyjechały z ciastami, była mama Tomka, ktoś przyszedł z nalewką, ….. Ci którzy oglądali film Marcello Mastroianniego pod tytułem. „Wielkie Żarcie”, wiedzą czym to się mogło skończyć. Skończyło się jednak dobrze. Wstaliśmy rano, otrzepaliśmy bitewny pył i ruszyliśmy w drogę. Agnieszka, Tomek i ja na rowerach, Norbert samochodem skierowaliśmy się do Firleja i Włodawy…

Zakrzówek (Bystrzyca) – Firlej, 22 sierpnia 2011.

„W doskonałych humorach i nie najgorszym zdrowiu wyruszyliśmy z Bystrzycy ok. 8.30. Do przejechania mieliśmy  80 km i kilka spraw do załatwienia po drodze. Jadąc całkiem niezłym tempem szybko dotarliśmy do Zalewu Zemborzyckiego. Jest to duży akwen, będący głównym kąpieliskiem dla lublinian i miejscem rekreacji.  Tutaj krótki postój na śniadanie i odpoczynek. Od Zalewu ścieżka rowerowa zaprowadziła nas do Lublina. Najpierw pojechaliśmy do mieszkania Agnieszki. Agnieszka zrobiła szybciutki przepak, zostawiając zbędne i brudne rzeczy i przy okazji wyprowadziła na spacer swojego psa. W Lublinie byliśmy umówieni na spotkanie z Norbertem,  w rekomendowanej przez Tomka pizzzerii. Tomek od rana zamęczał nas opowieściami o tym, jak doskonałą pizzę z owocami morza tam podają i martwił się, czy aby na pewno będą tam dzisiaj mieli owoce morza. Ostatnio jak tam był, akurat zabrakło. Dzisiaj owoce morza były, Norbert już na nas czekał, ale był też remont w lokalu obok. Ekipa akurat skuwała młotami pneumatycznymi kafle z elewacji. Hałas i kurz trudny do wytrzymania, ale pizza była niezła. Po lunchu pojechaliśmy do redakcji Dziennika Wschodniego, który patronuje Sztafecie w czasie przejazdu przez Lubelszczyznę. Jeden z jej dziennikarzy, Rafał Panas, jest od dawna fanem Afryki Nowaka. Krótka rozmowa, kilka zdjęć i dalej w drogę. W redakcji zostawiliśmy też książki, które mają być nagrodami w zorganizowanym przez Dziennik konkursie na temat Kazimierza Nowaka.

Droga wylotowa w kierunku Lubartowa jest bardzo ruchliwa, dodatkowo znaleźliśmy się tam w godzinach szczytu. Nieprzerwany sznur pędzących samochodów i zachowanie niektórych kierowców, którzy zdawali się nie zauważać naszej obecności na drodze, spowodował, że był to najgorszy odcinek naszej dzisiejszej trasy. Naszymi gospodarzami w Lubartowie i Firleju byli członkowie lokalnego stowarzyszenia rowerowego „Relax”. Byliśmy z nimi umówieni w Lubartowie o 17. Na miejsce dotarliśmy sporo wcześniej i czekaliśmy w pobliskim ogródku piwnym. O ustalonej godzinie zebrała się cała umówiona grupa. Okazało się, że „Relaks” jest licznym i prężnie działającym stowarzyszeniem. Oprócz tego, że przez cały rok dużo jeżdżą po okolicy, to w czasie wakacji organizują duże wyprawy zagraniczne. W ubiegłym roku pojechali do Rzymu i Norwegii, w tym, 30 osób jedzie z rowerami na Krym. Całą, liczącą ponad  20 osób grupą wyruszyliśmy do oddalonego o 12 km Firleja. W środku wypoczynkowym nad jeziorem Firlej mieliśmy dzisiejszą bazę. Już po drodze zostały przełamane pierwsze lody. W podzielonym na podgrupy peletonie my opowiadaliśmy o Afryce Nowaka, „relaksowcy” o swoich wycieczkach i wyprawach. Na miejscu dostaliśmy kwatery w pokojach ośrodka. Po odświeżającej kąpieli w jeziorze, kontynuowaliśmy opowieści w okolicznościach bardziej temu sprzyjających, przy stole zastawionym napojami. Przyszedł czas na prezentację. Przeprowadził ją Zbyszek Gałęza, który specjalnie w tym celu przyjechał z Łukowa, gdzie chwilowo pracował. Zbyszek w fascynujący sposób opowiedział o trwającej dwa i pół miesiąca podróży przez Sudan i Ugandę szlakiem Kazimierza Nowaka. Później wypasiony grill dla wszystkich, po którym nasi gospodarze wsiedli na rowery i przy świetle rowerowych lampek odjechali do Lubartowa. Wieczorem poznaliśmy jeszcze Aleksandra Miakuszko, kierownika klubu turystyki rowerowej Koleso Vitriv ze Lwowa, mamy nadzieję spotkać się z nim 1-2 września gdy ekipa dojedzie do Lwowa! A my znowu położyliśmy się spać dużo za późno… .

 

Comments are closed.

Design: ITidea
Hosting: Seetech - Wdrożenia Microsoft Dynamics NAV