1 stycznia 2012.
Plany, plany i po planach! Najbardziej optymistyczny scenariusz pierwszego dnia we Francji niestety załamał się mniej więcej około 5:30 – po przejechaniu około 25 km Kasper złapał pierwszą dziurę w dętce tylnego koła. Naprawa nie trwała długo – spieszyliśmy się do Portu Marsylii i do Polskiego Konsulatu, tak aby przed południem zawrócić na północ w stronę Cavallion, dlatego Kasper dętkę wymienił, a nie łatał. „Nowa” okazała się być też przebita. Ostatecznie dopiero około 7:00 dojechaliśmy na dworzec kolejowo-autobusowy Marseille Sant-Charles – tu kiszkę prawie ostatecznie naprawiliśmy. Zacznę jednak od początku, czyli od sobotniego popołudnia.
Dawno się tak nie napociliśmy (ostatni raz chyba wjeżdżając na przełęcz obok Tamerzy), jak na lotnisku w Tunisie. Mieliśmy po 6 kg nadbagażu i po ponad godzinie „zabawy” w ponowną segregację mniej potrzebnych przedmiotów i przenoszenia cięższych do bagażu podręcznego, udało nam się odchudzić kartony o kilka kilogramów. Odchudzanie bagażu polegało m.in. na odrywaniu niepotrzebnych część kartonów, odłożeniu części smaru rowerowego Smarol Nano i wypuszczeniu ok. 100g smaru w sprayu Penetrol. Zdemontowaliśmy mostki i pedały, które znalazły sobie miejsce w podręcznym, miejsca w plecakach musiało się też znaleźć dla co cięższych prezentów z Tunezji. Kasper pozbył się szamponu, na lotnisku zostawiliśmy zapasowe haki do przerzutek, zapasowe V-breaki, z pół kilograma śrubek, nakrętek, podkładek. Na siebie założyłem: antypotówkę BCMu, bluzę z długim rękawem, 2 bluzy z kapturem, polar od Orlenu i kurtkę, a także spodnie rowerowe, spodnie kupione w Kairuanie za 2 TD, oraz „bojówki” z wielkimi kieszeniami, do których poupychałem szpargały niemieszczące się do „podręcznego” plecaka. Kasper poleciał w spodniach ocieplanych i w termicznych, koszulce etapowej i kurtce z gamexu, polarze, drugim polarze i wiatrówce. Mostki i pedały rozkręcaliśmy wiedząc, że nie mamy kolejnego lotu w Europie, inaczej nie przeszłyby kolejnych, europejskich kontroli transferowych. Kartony po zważeniu udało nam się jeszcze „uzupełnić” złożonymi sakwami, które wsunęliśmy pomiędzy karimaty i karton. Całość już po odprawie, dodatkowo zabezpieczyliśmy folią stretch. Bez folii, którą zostawiła nam Kamila, nie dalibyśmy sobie rady, na lotnisku nie kupilibyśmy też dodatkowych taśm klejących. Szkoda, że Kamila nie miała tak dużo czasu, jak my przed odprawą, może udałoby się i jej bagaż podobnie odchudzić. Nasze zabawy z przepakowywaniem trwały prawie 2h.
Na lotnisko przyjechaliśmy upchani z dwoma kartonami i plecakami autem koleżanki Fabiana, Fiatem Punto. Wypełnialiśmy go szczelnie. Fabian niestety nie mógł czekać na końcowy efekt naszych starań „zrzucenia” kilogramów i zawrócił do miasta na imprezę sylwestrową. Na lotnisku jednak nie byliśmy osamotnieni, zaprzyjaźniliśmy się z „tajnym agentem” służb lotniskowych, który przez cały czas obserwował nasze popisy ekwilibrystyczne, gdy co kilkanaście minut wnosiliśmy niedoklejone kartony na wagi lotniskowe. Lot do Marsylii to tylko 1,5h więc linie lotnicze nie przewidziały posiłku na pokładzie, a my przez zamieszanie z „przepakiem” zapomnieliśmy kupić cokolwiek do picia, czy jedzenia przed wejściem do samolotu – zresztą i tak prawie wszystkie sklepy bezcłowe zamykano o 21:00. Dobrze, że w ostatniej chwili przypomnieliśmy sobie o wysłaniu kilku kartek pocztowych – na szczęście po przejściu przez odprawę bagażu podręcznego znaleźliśmy skrzynkę pocztową!
Choć nasze kartony były ostatnimi odprawianymi bagażami, a na pokład weszliśmy też jako prawie ostatni, nie udało nam się opóźnić wylotu i w Marsylii wylądowaliśmy o czasie, o 23:20 – nie spędziliśmy więc Sylwestra w powietrzu. Będzie to jednak niezapomniana noc – obaj z Kasprem nigdy nie poświęcaliśmy nocy sylwestrowej na kompletowanie rowerów, pakowanie sakw i szukanie drogi z lotniska do portu morskiego. Dziś przed nami długa droga, pogoda wydaje się być idealna, około 2giej w nocy wyjechaliśmy z lotniska, było ciepło, dużo cieplej niż w Tunezji o tej godzinie! Czuliśmy się jak „wyrzuceni” na innej planecie – ostatnie 3 tygodnie podróżowaliśmy po kraju arabskim, tak bardzo innym niż to, co znamy z Europy. Totalne zderzenie z „cywilizacją”. Zapowiada się całkowicie inna podróż, bez pchania rowerów „na Nowaka”, bez spania pod namiotami „gdzieś przy drodze”, wśród zupełnie innych ludzi, jednak mimo wszystko w nieznane, bo jeszcze nie wiemy jak osiągniemy, oddalony o prawie 1000 km, Paryż. Wszystko przed nami! W tej chwili odpoczywamy i regulujemy rowery na dworcu kolejowo-autobusowym St. Charles, a gdy otworzą sklepy, kupimy wreszcie mapy Prowansji i Francji. Nocna droga z lotniska była bardzo ciekawym przeżyciem. Jadąc „na czuja” znaleźliśmy się wreszcie w miejscu, gdzie Nowak zszedł z pokładu statku płynącego z Algierii. Od 2:00 przejechaliśmy ponad 40 km, „trochę” kluczyliśmy na przedmieściach Marsylii, głównie dlatego, że znaki wciąż kierowały nas w stronę autostrady, a my przecież nie nadajemy się na taką drogę!! Omijanie trasy szybkiego ruchu jest nie lada trudnością.
Czeka nas jeszcze znalezienie Polskiego Konsula Honorowego, ale raczej nie liczymy, aby w Nowy Rok chciał nas przyjąć. Tymczasem skupiamy się na naprawianiu rowerów, które porządnie dostały w kość podczas przelotu z Afryki.
[Norbert Skrzyński]
PS. Jeszcze w mieszkaniu Fabiana Kasper wymyślił nazwę dla nas: Żabojeźdźcy. Później Julia Marchlewicz, śląc życzenia noworoczne, określiła nas mianem „francuski tandem”. Niniejszym ogłaszamy konkurs na najśmieszniejszą i najtrafniejszą nazwę dla uczestników (także tych, którzy, mamy nadzieję, dołączą do nas po drodze) etapu finałowego przez Francję. W tej chwili wygrywają Żabojeźdźcy – jury, w składzie Kasper i ja, może jednak zmienić zdanie :). Konkurs trwa do 10 stycznia, a rozstrzygnięcie nastąpi podczas ostatniego telefonicznego łączenia się z Radiem Szczecin, 10.01.2012, godz. 10:15. Zgłoszenia do konkursu prosimy umieszczać w komentarzach tego postu. Nagrodę-niespodziankę ogłosimy za kilka dni.
PS 2. 1 stycznia przejechaliśmy 145 km i noc spędziliśmy w miejscowości Cavillion, naszą dalszą trasę do Paryża uzależniamy od pogody i perspektywy znalezienia „nowakowych” śladów w Saint-Étienne. W tej chwili bardzo się rozpadało i planowane na dziś 100 km do Montélimar stoi pod znakiem zapytania, ale jeśli ktoś chciałby do nas dołączyć w drodze do Paryża, prosimy o kontakt sms z numerem: +48 605059061 ! ZAPRASZAMY!!!
no tak, ale skrzynki nie musieli szukać – była na lotnisku 😉
Bardzo ciekawe przygody. Radzicie sobie. Hehe na jedzenie nie mieliście czasu, ale na wysłanie kartek się znalazł. Bohaterski czyn. 😉 Pozdrawiam i życzę powodzenia
Moja propozycja PARYŻANIE!